14.03.2020

WLAZŁ KOTEK... CZYLI O TYM JAK ZDOBYŁAM I STRACIŁAM HEJTERA.

Ten post w życiu by się nie ukazał, ale jako, że nabawiłam się hejtera to dziś tej naszej relacji poświęcę kilka minut. Nigdy nie sądziłam, że może mnie to spotkać, tzn. oczywiście z wieloma ludźmi się nie zgadzam, nie pochwalam pewnych zachowań a i ja nie postępuje standardowym schematem więc jakiś zgrzyt byłby i tak nieunikniony. Sytuacja miała miejsce w chwili kiedy mój obserwator zaczął śledzić moje poczynania na necie, najpierw zaczęły się zaznaczania najgorszych i najbardziej niekorzystnych wersji w storiesowych ankietach, później ocenianie stories emotką anty-zachwytu. Minęło parę tygodni i zaczęły się sporadyczne komentarze stories w których pojawiał się w 80% negatywny wydźwięk, kolejne 20% to totalna obojętność. Jako, że staram się szanować każdego człowieka nawet kiedy jego myślenie jest totalnie dla mnie abstrakcyjne i nielogiczne to nie okazuje niezadowolenia czy złości bo o ile ta osoba nie robi krzywdy innemu człowiekowi to niech swoje poglądy ma ale trzyma je blisko a przynajmniej na dystans do mnie. Problem polega się jednak na tym kiedy ktoś stwierdza, że posiada dar a w sumie umiejętność i PRAWO do komentowania, wnikania w moje życie z buciorami i jeszcze bezczelnie doradzania mi a w sumie narzucania mi schematu jak mam żyć ( aby jej się lepiej żyło). Uwielbiam ludzi którzy wpieprzają się do kogoś, nie pytani o nic mówią jak żyć, gdzie iść, co jeść jak spać. Gdybym chciała słuchać tych pierdół pewnie zostałabym tej osoby młodszą siostrą i zakupiła pluszowy notesik aby te wszystkie absurdy notować. Niestety mam już swój rozumek i nie daje się sprowokować, a to niestety objawia się tym, że hejter nie czuje spełnienia i z poziomem frustracji nadal podbija z co raz to bardziej prymitywnymi tekstami. Mój hejter mocno uaktywnił się przy pytaniu o ślub, a w chwili pytania o "bąbelka" chyba osiągnął temperaturę wrzenia i to w Fahrenheitach. Bo jakim prawem w wieku +30 lat nie siedzę w pieluchach, garach. Podobno oszukuje się, że jestem szczęśliwa, że grozi mi staropanieństwo i że M. powinien już pomyśleć o pierścionku bo ma nadzianą rodzinę. Narzucanie mi, że nie znoszę dzieci, że zachowuje się jak dziecko bo chyba nie mam jeszcze bachorka i ogólnie wszystko mi przeszkadza, że nie lubię róż, nie lubię koloru różowego, nie jadam mięsa, robię kolorowe makijaże których nikt nie nosi - zawsze muszę być inna a no i, że buntuje się stale robiąc sobie problemy, a no i najbardziej absurdalne, że jestem CZARNYM METALEM. 
To tylko kilka tekstów jakie otrzymałam od tej osoby, szczerze, żaden z nich nie wywołał u mnie smutku, zadumy czy jakiegoś stanu zawieszenia, takie teksty serio mnie nie ruszają. Zdaje sobie jednak sprawę, jak bardzo mogły by skrzywdzić kogoś kto nie ma tak bardzo wyrąbane jak ja, bo taka litania narzekań i przypierdolek nie jest ani miła anie budująca. A komentarze na temat m.in. dzieci też często mogą być dla kogoś bolące - bo wiem, że wiele par nie może mieć dzieci i co wtedy? 

Moja Hejterka najwidoczniej próbowała wprowadzić mi resocjalizację społeczną, krytykując to kim jestem, co robię i jak żyje, zarzucała mi ze nie akceptuje wielu rzeczy, nie zdając sobie sprawy, że zarzucając mi brak tolerancji (gdzie ja serio jestem zajebiście tolerancyjnym człowiekiem) sama nie toleruje moich wyborów. Bo jak nawet skomentować tak błahy temat jak fakt, że nie mam problemu z tym, że ktoś jada mięso a ona neguje moje warzywne wybory. Nie wiem jak można być takim człowiekiem, fajne jest doradzanie ale tylko wtedy kiedy ktoś faktycznie prosi o poradę, poczułam się jakby owa osoba przeprowadzała na mnie społeczną inkwizycję i cholernie próbowała wepchnąć mnie w swoją foremkę życia. 


Serio, nie każdy musi być identyczny aby być szczęśliwym, wręcz przeciwnie to, że jesteśmy inni sprawia, że nie jesteśmy bez emocjonalnymi robotami, którzy budzą się i totalnie schematycznie żyją, a żyją na 20% bo stale myślą o tym co będzie za 20-30 lat i blokują swoje emocję tu i teraz. 

Mam inne podejście do życia, nie chce stale patrzeć na to co będzie bo jutro może walnąć mnie ciężarówka na przejściu albo kichnie na mnie Koronowirusyjczyk i 3, 2, 1 mnie nie będzie. Po co cały ten czas żyć na słabej baterii i liczyć się, że ten naładowany powerbank przyda się kiedyś w przyszłości, skoro już teraz mogę z niego czerpać. 


Kiedy grzecznie zapytałam hejtera po co mnie więc odwiedza, po co zagląda do mnie i doradza, komentuje mi skoro tak bardzo różnie się od tego co mówi i lubi. Wyjaśniłam, że jest nietolerancyjną osobą, bo nie akceptuje moich wyborów, moich schorzeń czy tego jaką osobą jestem... Wiecie jak sytuacja się zakończyła? 


Dowiedziałam się, że mam więcej nie pisać (mimo, iż tylko odpisywałam w chwili kiedy ta osoba przeginała po całości) i zostałam zablokowana! 

Weszłam więc w posiadanie hejtera i go straciłam, jak teraz żyć, no jak? :D

Jestem ciekawa czy często spotykacie na swojej drodze ludzi którzy w wielkich buciorach depczą Wam życie i w sposób mało subtelny wpychają na właściwą trasę JAK ŻYĆ?

Dajcie znać!
Mimo koronawirusa ściskam ale wirtualnie
-Madzialena 
______________________________________________________ 

 PODOBAŁ CI SIĘ WPIS ZAJRZYJ TEŻ TUTAJ:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)