5.05.2022

SPOWIEDZ - czyli o nieplanowanych zmianach w życiu i zdrowiu

Co jakiś czas na moim blogu pojawia się SPOWIEDŹ czyli wpis mocno osobisty w którym muszę się wygadać, przerobić sama ze sobą pewne sytuację jakie miały miejsce w ostatnim czasie w moim życiu. 



Tym razem muszę skupić się (już) na roku 2022. 
 Ci którzy mnie śledzą na instagramie wiedzą, że w styczniu padłam ofiarą koronawirusa. I tak wkurza mnie to strasznie bo przez całą pandemię pracowałam z chorymi, bardzo często też na "strefie covidowej" a zaraziłam się w niby czystym miejscu bo dyżurce podczas zdawania raportu, no ale teraz i tak jest to to nieistotne. Covid? Pierwsze 10 dni  przebyłam w miarę spokojnie (objawy typowo grypowe, silny ból kości, mięśni i głowy, niewielka duszność) ale ostatnie dwa dni izolacji (została wydłużona ze względu na weekend) okazały się koszmarem. Pojawiły się niesamowite zawroty głowy, istna karuzela w której nie możesz stanąć na nogach, nie możesz nawet usiąść na łóżku bo masz wrażenie, że wszystko wiruje, odchylenie minimalne głowy powoduje odruchy wymiotne a światło nasila i tak mocną już migrenę. Nie możesz się przemieszczać nawet na małym dystansie pokój- toaleta, czujesz bezsilność a jednocześnie palący ból, dostajesz garść leków 3 razy dziennie a nie bardzo możesz je łyknąć bo nie możesz odchylić głowy, więc odpada picie ze szklanki, pijesz więc przez słomkę, leki miażdżysz, unikasz światła, nie możesz za bardzo jeść, bo brzuch boli od ilości dostarczanych farmaceutyków, dostajesz uczulenia na wziewki, więc dochodzi jeszcze wysypka tylko po to aby za chwilę pojawiły się objawy typowo neurologiczne, serio mega silne... zapominasz podstawowych słów, imion znajomych z pracy, robisz coś niby z przyzwyczajenia ale za chwilę nie wiesz czy to wykonałaś, dochodzą problemy z mówieniem, bardzo spowolniona mowa jak przy udarze, zerowa koncentracja i pamięć, wszystko notujesz w telefonie i na samoprzylepnych karteczkach, masz wrażenie, że wisisz w jakiejś dziwnej czasoprzestrzeni, jakimś chorym Matrixie z którego zaraz się wybudzisz. Nie budzisz się, chodzisz otumaniony, jakbyś oberwał obuchem w skalp, słyszysz jak przez szklankę, wszystko zniekształcone i jakby dudniące... Meczysz się, nie potrafisz utrzymać skupienia na dźwięku, obrazie ruchomym czy literaturze. Z pracy wydzwaniają do Ciebie ludzie którzy nigdy nie utrzymywali bliższego kontaktu ale są żądni sensacji i ploteczek a Ty nie masz siły z nikim rozmawiać, zresztą wspomniana koncentracja jest tak znikoma, że budując zdanie tracisz sens wypowiedzi po pierwszym równoważniku. Mijają dni, nadal nie możesz nic oglądać, słuchać, czytać... wszystko drażni, wręcz boli bo każdy bodziec odbierany jest  pierdyliard razy mocniej co ogromnie przytłacza. Mijają tygodnie siedzenia (a będąc dokładniejszą leżenia w domu) przez ten czas walczysz o stabilizację w mieszkaniu, o każdy kroczek bez wywrotek, bez siniaków, chodzisz w adidasach po domu aby uniknąć rozwalonych palców i upadków. Picie nosisz w bidonie bo nawet przy nieprzewidzianej wyjebce czy zawrocie odbije się o podłogę i nie rozbije kolejnej szklanki.  Zdarzają się lepsze momenty kiedy przejście z pokoju do sypialni nie wymaga trzymania się mebli czy ściany, doceniasz to wtedy cholernie mocno.  Siedzisz w łóżku, trenujesz  mowę i dykcje, zgodnie z zaleceniami lekarza starasz się śpiewać ulubione piosenki aby odblokować uśpioną pamięć. W między czasie wybucha wojna, zapominasz co się dzieje na świecie i przez pierwszy tydzień mocno przeżywasz to codziennie jakby na nowo. Patrzysz na wypadające garściami włosy i robi się smutno...

powikłania po covidzie, mgła covidowa, zaburzenia neurologiczne

  Mija kolejny miesiąc, jest już marzec dzięki ćwiczeniom wraca płynna mowa, nadal jednak utrzymuje się ból głowy, problemy z pamięcią i koncentracją, z plusów udaje się samodzielnie przemieszczać ale głównie w mieszkaniu lub domu. Powoli wychodzę na niedalekie spacery ale zawsze z M. (bo dwa samodzielne na kilkaset metrów skończyły się brakiem sił i zawrotami), koncentracja z zerowej wydłużyła się do prawie trzygodzinnej, później wraca ból głowy i zamiast rozmowy  czy dźwięków słyszę jednostajny szum... Z pamięcią były niesamowite kryzysy, wyobraźcie sobie moment, że w tej chwili nie pamiętacie nic co robiliście od rana ale na wieczór będziecie pamiętać dokładnie wczorajszy dzień, nom.. to takie coś mi towarzyszyło... Nadal problem stanowi przemieszczanie się autem, odpowiednie ułożenie głowy sprawia, że jakoś znoszę fakt bycia pasażerem (nigdy nie miałam choroby lokomocyjnej nawet na morzu) a teraz wymaga to wiele wysiłku... W marcu miałam parę twistów - zaistniały momenty, kiedy  poczułam się dobrze, byłam wtedy w kinie, cały seans byłam skupiona, nie bolała mnie głowa i byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi, będąc już w bloku olałam nawet windę chcąc zwiększyć liczbę (tak bardzo uwielbianych) kroków i co? wyrżnęłam orła na schodach, rozwalając kolano bo "many" zabrakło.

  Kwiecień przeleciał szybko, włosy wypadające na potęgę jakby trochę się ustabilizowały- może już nie ma co wypadać a może zadziałały moje magiczne sposoby, tego nie wiem ale z kolejnych plusów zwiększyłam koncentrację do 4h. 
  Chwilę temu zaczął się maj, nadal przebywam na zwolnieniu lekarskim bo zdrowie jest w kratkę, staram się z całych sił wrócić do normalności ale pewnych rzeczy nawet jeśli bardzo chce to nie potrafię ich przeskoczyć, neurolog twierdzi, że wszystko się cofa i idzie w dobrą stronę, ja to czuje i wiem, że z każdym może nie dniem ale tygodniem jest lepiej ale dla osoby mocno aktywnej która zawsze ogarniała mnóstwo rzeczy w jednym czasie obecna sytuacja jest wyniszczająca, wkurza mnie ta niedyspozycja ale zamiast przemieniać tą energię na użalanie i depresyjne myśli staram się wykorzystywać to na ćwiczenia pamięci i głowy. 
Wykonuje badania różnego typu, teraz czeka mnie rezonans i mam nadzieję, że ja- klaustrofobia w białych najakach jakoś to wytrzymam i w wynikach będzie wszystko dobrze :). 
  
  W tym roku też z wiadomych przyczyn jestem zmuszona zrezygnować, ze wszystkich eventów dla twórców internetu (przynajmniej tych do końca czerwca) bo póki co fizycznie nie nadaje się... 
Moc wewnętrzna siedzi ale tego zdrowia nadal brakuje, więc mam nadzieję, że teraz już rozumiecie dlaczego jest mnie tak mało ostatnimi czasy i zwyczajnie, czasami nie mam siły na instagrama. Zresztą powiem, Wam, że jak tak patrzę na to co się dzieje obecnie w social mediach, niekończące się reklamy i kupione polecajki to czasami  nachodzą mnie pewne myśli ale to już temat na inny wpis :) 


Ściskam Was mocno na ile daję radę i daje znać, że powoli wracam ( bo mam dużo rzeczy do przekazania Wam dalej) ale wszystko bez spiny. Trzymajcie za mnie kciuki bo jutro mija 4 miesiące jak jestem w domu....

 ♡♡♡
___________________________________________________________________________________
Ps. Celowo celowo pomijam tu wszelkie wspominki dalszych znajomych: "ooo tyle czasu na L4 to sobie odpoczywasz", "jak płacą to ciągnij zwolnienie ile wlezie" , "no już mam wrażenie, że wracasz"... -  bo to wnerwia, komentują to zazwyczaj osoby które nigdy na nic nie chorowały, albo patrzą na człowieka swoją miarą :) Serio bym się zamieniła bez mrugnięcia rzęsą i tego co przeszłam nie życzę nikomu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)