9.11.2017

SECRETS OF BEAUTY - W SERCU SEROCKA

Dziś zabieram Was w podróż nie byle jaka bo do samego serca Serocka. Co tam się działo przechodzi najśmielsze oczekiwania, zostańcie ze mną do końca.



PIĄTEK
Wszystko zaczęło się o poranku, budzik swym wrednym jękiem dał znak o swoim istnieniu. Nieludzka godzina, czwarta czterdzieści, brak prądu na całej ulicy i ja... malująca się przy świeczkach i ringu na telefon. Szok, miałam nadzieję, że to ostatnie przeciwności losu w mojej dalekiej podróży ale nie... Los bywa przewrotny a w tym przypadku raczej stabilny w swych zawrotach. Do Lublina dotarłam prawie, że stopem, wepchałam się do zatłoczonego busa który zwalniał z każdym kilometrem. Na przystanek dotarłam jednak grubo przed czasem. W busie poznałam niezwykle sympatyczną Natalię która jak się okazało jest managerem jednej z najpopularniejszych polskich firm kosmetycznych. Niesamowita dziewczyna z którą nadal utrzymuję kontakt niestety wyskoczyła przed samą Warszawą więc miałam jeszcze 40 minut aby wyciągnąć knige i zaczynać się doszczętnie w słowo pisane Mary Roach. Dojechałam do Warszawy na 11.30 i kręciłam bączki w rejonach Złotych Tarasów, nie jest to moja pasja ale obiecałam poczekać na Niewyparzoną Pudernicę  więc jako wygadana i słowna czekałam z wytęsknieniem tym bardziej, ze wiało i dmuchało z każdej strony. Znudzona tym czekaniem wpełzłam w podziemia aby wyjść jej na przeciw, dementuje wcale nie zgubiłam się w tych klaustrofobicznych korytarzach i to ja wyszłam na przeciw Wiolce - chociaż ta twierdzi inaczej :D tak czy inaczej wreszcie się spotkałyśmy :D Pośpiesznie udałyśmy się na przystanek, tak przynajmniej myślałyśmy... Tjak...To zatrważające jak warszawiacy nie znają swojego miasta, pytałyśmy o drogę po czym każdy z nich wskazywał inny przestanek, tym sposobem zaliczyłyśmy każdą budę tramwajową i każdy możliwy mpk w promieniu 0,5km. Kiedy wreszcie jakaś ogarnięta dusza wskazała punkt docelowy, obadałyśmy szybko autobusy magiczny pojazd miał nas zawieść na przystanek końcowy, niestety postanowił pojechać trasą zmienioną i nie zawiózł a wywiózł nas na końcowy Włoch. Dodam tylko, że chciałyśmy wysiąść na Dworcu Zachodnim. Tak, nie 13 a 3 przystanek, troszkę nam się zeszło, więc zanim dojechałyśmy na miejsce na dworcu zgniły, ukorzeniły a następnie puściły nowe pędy Czarszka i Arsenic które czekały na nas bagatela jakieś dobre  dwie godziny. Kiedy już po mojej zabójczej fotografii udało się nam spotkać, oczom naszym ukazał się on-ogórek PRL,  z kierowcą nieziemskiej urody i głosem tak subtelnym, że ja - osoba kochająca szeleszczącą wymowę nie byłam w stanie rozpoznać w jakim języku do nas przemawia. Autobus wyposażony był w niesamowity kasownik, kasa biletowa która wydawała z siebie zgrzyty jak piwnica w Tartarze. Nie było ciekawie, tym bardziej, że nade mną wisiała siatkowa półka na której dyndała gaśnica. Drzwi się zamknęły, bagażnik również (o bagażniku polecam obejrzeć film, bo treść pisana tego nie odzwierciedli) ruszamy. Wątpliwa radość gości na naszych twarzach. Google maps podpowiadają 42 minuty do celu, trwoga w oczach ale cóż to jest dla nas gaduł damy radę. Kolejny przystanek... pierdyliard ludzi ładuje się do środka, nie jest dobrze... Baba z torebka a'la jamnik robi mi co chwilę trepanację czaszki, skronie pulsują, wqrwy cisną się na język, ale nie - jestem zajebiście wyluzowanym kwiatem lotosu na tafli jeziora... Załadowany po kokardki autobus, szyby zamknięte kierowca z rękoma na kierownicy pali szluga przy zamkniętych oknach. (Czy tak wygląda koniec świata?) Delikatny rzut oka na aplikację - w ciul kilometrów do celu. Na kolejnym wsiada ona- Beata Kozidrak lata 80 #białatrwała, kupuje bilet do Serocka - jest! Kto by pomyślał, że będzie naszym wybawieniem. Wzrok czterech rozdartych i przerażonych bloggerek utkwiony w trwałej. Czekamy aż, będzie przeciskała się do wyjścia. Czekamy, czekamy, czekamy... podróż trwała blisko godzinę czterdzieści. Jest, świeże powietrze, stoimy na chodniku - Biała Trwała wskazuje nam drogę. Zajebiście długą, pod górkę, po ażurowej kostce brukowej ( chyba rozkradli). Idziemy, idziemy niesiemy walizki, wyciągamy gałęzie, druty i liście z kołek, dudnimy jak konie po betonie w znienawidzonej piosence Golców. Po drugiej stronie wynurzają się kanalarze ( chyba mnie poniosło z tym słowotwórstwem) wyglądają jak napalone Kreciki z czeskiej bajki, gwiżdżą, śpiewają. Do dziś serce me się raduje, że wprowadziłyśmy jakaś drobną atrakcję w sercach tych mężczyzn. tak czy siak jest grubo, kolejny kilometr rondo a za nim punkt docelowy. Laski - jesteśmy na miejscu!

Secrets od Beauty tym razem odbył się w Serocku, ba w samym centrum Serocka, choć podróż i runmageddon przez całą miejscowość wskazywałby jednak na obrzeża. Hotel i restauracja Złoty Lin miejsce żarła, spania a przede wszystkim najlepszej pod słońcem imprezy dla bloggerów jakim jest SOB. 
Hotel przyjazny dla odwiedzających, jedyny feler - brak windy co skutkowało kolejnym wnoszeniem walizki  po schodach. Boże, jak dobrze, że dostałyśmy z Czarszką pokój na pierwszym, inaczej reanimowałybyśmy się chyba na półpietrach leżąc na naszych tobołach. Tak czy inaczej zainstalowałyśmy się w pokoju. Przebrałyśmy w wygodniejsze ciuchy i poszłyśmy jeść, tak - nawet ja bo komendant Czarszka pilnował talerza. W ogóle na miejscu w restauracji wreszcie poznałam genialne dziewczyny, aż chce się napisać Ola, Ola. Ola z kanału HeyItsAlexK oraz Olę Wroobela (swoją drogą uzależniłam się od jej yt i inststory mega!) Dobra gdy tak sobie pałaszowałyśmy ( ja szpinak z frytkami) na sale wpadła ona i jedyna w swoim rodzaju eteryczna Ekstrawagancka, dacie wiarę, że przez kilka dni nie przyznała się, że również została uczestnikiem? Chciałam ją ściskać i mordować jednocześnie. Mega radochę mi sprawiła :) Po chwili dołączyła przepiękna Angel no i już czułam się jak w domu :D Kiedy my tak sączyłyśmy piwo, Michał informował na bieżąco o swych kulinarnych podbojach w piekarniku a my z językami przy kolanach ( brzmi to dwuznacznie) czekałyśmy na mufinki :) 
Powoli znajome twarze zaczęły docierać do hotelu a co z tym związane odwiedzać nas w pokoju :)  Ola, Ania, Patrycja, Monika i Margareta chyba później dotarły. Nie  jestem pewna,  tak dużo się działo, że już nie pamiętam dokładnie. Spacerniak z Klaudyną na stację CPN, następnie powrót na coś słodkiego, coś nie byle jakie bo tort urodziny Margarety i Michała :) Było śpiewanie sto lat i w sumie integracja ( o ile da się bardziej) do późnych godzin nocnych :). 



SOBOTA
Poranek, standardowo wybudziłam się wcześniej od innych i aby nie obudzić współmieszkanki Pauliny, ruchem bezszelestnej gąsienniczki spełzłam z łóżka i pomknęłam na jednym wdechu się ogarniać. Na szczęście w porę przybył Michał który oznajmił " Laski nie malujcie się idziemy na warsztaty i będziemy się tam pindrzyć" :) Ok! Duch bieluch ze zrobionymi jedynie brwiami (jak chcecie zobaczyć mnie bez makeupu to wbijać tutaj, ale ostrzegam jest hardcore) pobiegłam na śniadanie "porzuć liść sałaty z pomidorem i twarożkiem". Komendant czuwał więc jadłam :) Gdy brzuszki już wypełnił pokarm a zęby zostały umyte, o godzinie 10 rozpoczęły się warsztaty z marką Gosh Copenhagen. Prowadziła je znana nam dobrze Pani Ania Mucha, chyba nie muszę jej nikomu przedstawiać. Mega ciepła, sympatyczna ale co najważniejsze profesjonalistka w swych fachu. Pani Ania zaprezentowała nam propozycję makijażu fotograficznego a następnie każdej z nas podpowiadała co robić aby wydobyć naturalne piękno a jednocześnie nie wyglądać na przerysowaną. Oprócz fantastycznych porad nauczyła nas kleć rzęsy Eylure. 



Ogólnie nasza znajomość chyba wskoczyła na wyższy level bo Pani Ania otworzyła swój magiczny kuferek i pozwoliła nam bezkarnie malować się wszystkim co tam znajdziemy. Powiem Wam, że jeśli macie okazję to sprawdźcie ich rozświetlacze w buteleczkach bo to turbo galaktyczny błysk ale bez tandetnych drobinek. Tafla <3  Dostałyśmy na tych warsztatach kilka bardzo fajnych kosmetyków, o tuszu napiszę już na dniach bo robi turbo robotę, tuninguje rzęsy jak mało co :) No i kosmetyczkę, nie wiem jak Wy ale kocham kosmetyczki tej marki wreszcie wymiary które spełniają moje potrzeby :D

Warsztaty umilały nam również pyszne muffinki, niestety załapałam się tylko na jedną ale mówię Wam - Michał zawsze kozaczy w tej kwestii. Nie wiem czy w ogóle nie powinien otworzyć jakiejś hipsterskiej muffinkarni i opylać swoich wypieków za gruby hajs. Bo serio, warte są każdej złotówki, a mówię to ja niejadka, wybredniak większy niż królowa Wielkiej Brytanii. 

Krótka przerwa i wkroczyliśmy na inne tory tym razem doszło do nie jednej burzy - mózgów (od razu przypomina mi się las krzyży). Rozmawialiśmy o współpracach, o grupach wsparcia, o projektach jakie usprawniają nasze działania w sieci. Były to warsztaty głównie dla influancerów więc nie będę się o tym zbyt długo rozpisywać. 

Po południu udaliśmy się na jedzenie bliżej centrum Serocka, zamysł był - pizza ale  ta odległość do miasta sprawiła, że ekipa osiadła w Chińczyku. U mnie skończyło się na piwie, ale dziewczyny dostały porcje rodzinne, talerze wypełnione kurchanem ryb czy polem ryżu okraszonym mięsem z całego zwierza. A tak poważnie, cena mała, porcje gigantyczne ruch jak na Marszałkowskiej. Ja, jako pionier gatunku zamówiłam pizze do hotelu. Nie jest to może lubelska z Indexu ale i tak była dobra :) Opałaszowaliśmy ją w Vip małżeńskim roomie z wanną w kształcie serca. 





Zgadnijcie kto ma najdrobniejsze łapki internetu ? Podpowiedź na zdjęciu :)



Dosyć późnym wieczorem rozpoczęły się kolejne, ostatnie już warsztaty "FOTOGRAFIA - jak ważny jest detal". Niby luźna pogadanka a jednak wiele wniosła chyba do każdej głowy. Kadrowanie, kształt, kompozycja, jakość produktu, sterylne warunki pracy, wyrobienie własnego unikatowego stylu to naprawdę robi różnicę. Swoją drogą korci mnie aby przygotować dla Was taki wpis.

Sobotni dzień trwał znacznie dłużej niż piątek, nikt jednak nie chciał iść spać. Tak to już bywa na SOB-ie. Każdy chce wydłużyć chwilę maksymalnie. 




Poznajecie tą damę?



NIEDZIELA
Smutny dzień bo do dwunastej mieliśmy opuścić hotel, wspólne śniadanie - zdjęcie jak z Wigilii :D 
Pierwsze zdjęcie robione tosterem, ale uwielbiam je <3

(...) a następnie rozjazd każdy w inną stronę Polski. Z całego serducha dziękuję Ani i jej drugiej drugiej połówce za uratowanie nas ( mnie+Pudernicy) i podwózkę z Serocka do Warszawy. Dzięki Tobie nie zamordowano nas w najbardziej patologicznych dzielnicach warszawy do których zapewne trafiłybyśmy przez zmienioną trasę. Wysiadłyśmy pod Hotelem, dotarłyśmy do Złotych, miałyśmy udać się na herbatę ( bo nie wiem czy wiecie ale Pudernica to swój człowiek, jest takim samym herbatoholikiem jak ja) los chciał tym razem na korzyść sprawić nam trochę radości dlatego ponownie zesłał nas na drogę Pauliny, Oli, Oli, Oli (nie, to nie błąd komputera) i pięknej Ewy która od spotkania nałogowo śledzę w social mediach. Swoją drogą zapraszam Was na jej bloga! Miała być godzina rozmów, po czym zaczęły dołączać do nas kolejne uczestniczki SOBu. 

Poniżej zdjęcia robione tosterem z lat 90tych.





Można powiedzieć, że Sob trwał do 15.30 :D Czego zupełnie, ale to absolutnie nikt się nie spodziewał. Po 16 zapakowałam się ze swoich Franciszkiem (srebrna walizka) do busa i skierowałam się na Dziki Wschód :) Na szczęście tym razem odbyło się bez większych przygód. 

Kolejny Sob za mną, kolejny udany i magiczny, pełen luzu, śmiechu i takiej normalności. Uczestnicy to ludzie których nie widzi się kilka miesięcy, czasami rok, następuje spotkanie i znowu klika-  gada się z nimi tak jakby od ostatniego spotkania minął tydzień. Sob jak rodzina a nawet lepiej :D Bo całkiem dobrze wychodzi się z nimi nie tylko nja zdjęciach czego dowodem jest rysunek pewnej artystki :D Jesienna ekipa - DZIECI SEROCKA :D


Uczestnicy spotkania: 

  •  Michał - Mistrz całego zamieszania :) Perfekcjonista dbający nawet o oprawę kulinarną :)))
  •  Czarszka - Madafacka, mistrz trollingu zaginiona siostra :D Skarb nad skarbami:D
  •  Arsenic  - Uwielbiam od chwili poznania. Jedyna taka, serio co nie napiszę to będzie zbyt mało !
  •  Kosmetyki bez tajemnic - Niesamowita, pełna klasy i wdzięku! Skarbnica wiedzy, do tego mistrzyni fotografii no i ten charakter, cudna :)!
  • Ekstrawagancka  - Nasza zdolna fotografka, eteryczna - tego się nie nauczysz to trzeba mieć w sobie :)
  •  Life in Colour Piękna, zdolna i mega sympatyczka, kobietka z którą można gadać o wszystkim
  •  Kolorowy kraj - Piękna, zdolna, perfekcyjna - no powinno się nienawidzić a uwielbia się za mocno :)
  •  Feeling Fancy - Zdecydowanie Fancy :))) Ola której nie zarzucisz nigdy braku kreatywności :)
  •  HeyItsAlexK  - Dziewczyna jest jak kompas, najlepiej wskaże Ci miejsce urlopu ^^a do tego zagwarantuję Ci zaciesz na twarzy :)
  • Niewyparzona Pudernica - Doskonały kompan podróży, rzuca mięchem ale dobra z niej babka <3
  • Interendo - Nasza Hello Kitty:) Blondwłosa gwiazda i gdyby nie europejska uroda to Azja jak się patrzy :)
  • Monika - która zawiesiła bloga, ale mam nadzieję, że jednak wróci do bloggowania lub vlogowania :)
  • no i ja :D, Grześ, Krysia i Marysia :)

                                                                           Jedyne wspólne zdjęcie grupowe ;P

Dzięki Michale, że mogłam znowu tam być z Wami, dzięki uczestnikom mam nadzieję, że do szybkiego zobaczenia :) Niech moc będzie z Wami :)

Ściskam:*
____________________________________________________________-
#secretsofbeauty #białatrwała ##olejznorki #ssijbox

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)