14.08.2019

KOLEJNA SPOWIEDŹ/ 32 LATA, ZMIANA ŻYCIA, BLOGOWANIA I UTWIERDZENIE SIĘ W ...


Jedni nienawidzą urodzin, dla mnie to liczba magiczna która jednocześnie określa moje miejsce we wszechświecie - każdy rok jest dla mnie wyznacznikiem, momentem zamknięcia i otwarcia poszczególnych etapów, zadań itp. Analizuje swoje błędy, rzeczy które udało mi się wykonać i wprowadzam nowe. Zdumiewające jest to, że z każdym rokiem widzę mniej błędów w swoim życiu, niż kiedyś. Decyzje które podejmuje w 90% są tymi najlepszymi i ani trochę bym ich nie zmieniła. Oczywiście nie jest to wynik jednodniowy i rano nie obudziłam się z odnowioną maną i wyższym lvl ale kiedy przekroczyłam magiczną trzydziestkę zaczęłam bardziej siebie doceniać, dostrzegać plusy swojej osoby a nie tylko wieczne mankamenty które wyolbrzymiały moje kompleksy. 




Nigdy nie byłam zadowolona z tego jak wyglądam a uczulenie na słońce i wieczne ograniczenia "ubraniowe" niczym kotwica blokowały mnie w okresie letnim. Tam nie pojadę, tu nie wyjdę bo zawsze kończyło się krwawymi rankami a później bliznami które zaleczałam ja lub moi rodzice jeszcze kilka miesięcy. Przebyta w pięcio-sześciolatkach choroba nerek, na jakieś 20 lat  skrzywiła mi obraz własnej osoby, miałam wrażenie, że przedszkolne nadprogramowe kilogramy już na zawsze sprawiły, że wyglądam grubo niczym kulka (nawet wtedy gdy w wieku 19 lat ważyłam 43kg).
Nigdy nie lubiłam swoich włosów w dzieciństwie - były gęste, grube, puchate i falowały, czasami skręcały się jak dzikie węże a niekiedy tylko układały się w kształt zagubionych fal Dawida Podsiadło. Mój naturalny platynowy kolor który w wieku dojrzewania zaczął wyglądać jak białe złoto  tylko powodował we mnie ochotę frustracji a co za tym idzie? Kompleks gonił kompleks a pod kopułką tworzył się turbo depresyjny ciąg. Mam jeszcze naturę Matki Polki, całemu światu bym pomogła, doradziła a swoje potrzeby zostawiła na koniec... Nie przejdę obok krzywdy innego człowieka, nie zostawię go w potrzebie nawet kosztem swojego stracenia... No mówię ciężki charakter który mimo, iż świadczył o mnie dobrze z perspektywy innych na mnie działa niczym podcięte żyły.
Kolejnym punktem w tym wielkim piekiełku byli ludzie a w sumie laski. To niesamowite jak dziewczyny/ kobiety potrafią być dla siebie podłe i nie chodzi mi tu o komentarze, dopieprzanie sobie nawzajem itp. bo raczej nie miałam z tym większych problemów (gdzies tam sporadycznie cos się trafiło na trasie gimnazjum ale to była bachoriada więc nie ma co nawet wspominac takich czasów), ale środowisko socialmediów to już mexicocity. Czasami mam wrażenie, że Instagram czy Facebook to takie nowe mapki z Mortal Kombat, szybka rundka zwana kumpelstwem, słodka i prawdziwa niczym sztuczny miód, za chwilę mały pojedynek Sub-Zero i Scorpion i tak naprawdę od kombinatoryki nieuczciwych zagrań zależy kto wyjdzie z tego żywy. Pieprze takie układy, dlatego też, ostatnio drastycznie zmniejszyłam liczbę swoich obserwujących blokując co niektórych ludzi... Nie ogarniam, nie rozumiem i chyba nie chce ogarniać takich hien. To samo jest w robocie ale mam wrażenie, że tam gdzie dużo bab to zawsze pod górę. Nie wiem czasami myślę, że jestem z innej planety... bo nie chce brać w tym żmijowisku udziału.  Knucia, obrabiania tyłka, włażenie w czyjeś prywatne życie z buciorami i jeszcze "prawo" do komentowania tego co ktoś ma "w domu" to rzeczy nie zrozumiałe dla mnie. 
Mam też wyjebane na to czy ktoś śpi z mężem w jednym łóżku, czy ma męża i gdzie jedzie na wakacje. Serio. Szanuję swoją prywatność i przez taki pryzmat traktuje innych... i tak mocno reaguje sprzeciwem kiedy ktoś przekracza ten mój magiczny krąg. Czasami mam wrażenie, że ludzie nie mają swojego życia, albo mają je tak nieszczęśliwe, że muszą podpierać się otoczeniem, dowalać innym aby dodać sobie parę centymetrów. Zmiażdżyć człowieka aby poczuć się lepiej.  Może to okrutne ale  powiedziałam takiemu otoczeniu STOP już kilka lat temu, zerwałam kontakty z kim mogłam, stwierdziłam, że nie ma co się bawić w kurtuazyjną tolerancję i przestałam odpisywać, odbierać telefony i ogólnie udawać, że jestem dobrym człowiekiem. W pracy tez niestety mam  taki przypadek z którym nie mogę zerwać kontaktu (pozdrawiam wtajemniczonych), ale tutaj tez toleruje ile mogę, aczkolwiek  mam w sobie jakiś pierwiastek zła który mówi,mi abym gnoiła ja  kiedy tylko przekracza granicę poniżając innych. Ostatnio pewien mądry człowiek powiedział mi, że gdyby ta "koleżanka" dostała trochę władzy w swoje ręce to wszyscy by zginęli - absolutna prawda. 

Takie sytuacje mnie hartują i sprawiają, że staje się innym człowiekiem. Nie stworzyłam sobie listy zmian jak to narzucają KOŁCZE, nie chodziłam z notesikiem i nie pracowałam nad swoim ego, nie leżałam u psychologa a nawet nie słuchałam rad znajomych. Każdego dnia docierają do nas sygnały, dobre lub złe zdarzenia, impulsy które motywują nas do zmian, ja po prostu zaczęłam je dostrzegać.  Te które były dobre pragnęłam powielać i rozmnażać a te złe eliminować. Przecież to logiczne, że chcemy w naszym życia szczęścia. Moje szczęście to komfort psychiczny, serducho wypełnione po brzegi, najwspanialsi ludzie obok, dobre emocje i chwile do których chce się wracać.
Wszystko co złe zaczęłam wywalać ze swego żywota, otoczenia. Mam jedno życie nie chce go marnować na toksyczne znajomości. To samo zrobiłam z "komentarzami" na swój temat, jeśli zdarza się, że z ust mało dla mnie znaczących pada tekst w stylu jak żyć znika z mojej głowy na pstryknięcie palcami. To samo tyczy się uwag na temat mojego stylu ubierania, noszę ograniczoną ilość kolorów i zazwyczaj to innym przeszkadza. Nie jestem lalką więc nie dam się przebierać - olewam całkowicie.     Nie reaguje na zaczepki ale w chwili takiego nieustępującego "rzepa" często rzucam spontaniczną ripostę i wtedy wszystko znika bo zazwyczaj ta osoba boi się podejść ponownie. Nie myślcie jednak, że jestem jakimś zadufańcem. Bardzo liczę się z opinią ludzi których szanuję, chętnie wymieniam zdania, doświadczenia ale nie znoszę tonu rozkazującego. Żyję w stylu hasła nic nie muszę, ale mogę wszystko. I tym tekstem wejdę w temat blogowania. 
   Jak zapewne wiecie blogerki dostają mnóstwo kosmetyków, współprac jest mnóstwo a już tym bardziej lejącego się z nieba barteru. Robią wszystko aby otrzymać coś za darmoszkę, tam wrzucą zdjęcia, tam opublikują stories, tu napiszą recenzję. Wszystko ok, jednak doszło do takiego momentu, że sama dostawałam dziennie po 10-15 paczek nawet nie wiedząc skąd, nie zgłaszając się nigdzie. Ludzie wymagali ode mnie testów produktów których nawet nie chciałam, wszystko wiązało się z pasmem durnych @, obrażania ze strony firm i porównywania do innych "influencergirl" które robią to bez narzekania i jeszcze chcą więcej.
Wiecznie zagracona chata, wiecznie kartony, kilometry foli bąbelkowej i kosmetyki które nijak się mają do moich wymagań. Powiedziałam dość tym razem markom, wymiksowałam się z większości paczek PR, przestałam korzystać z większości bo jakichś 95% ofert współprac bo nie chce robić niczego wbrew sobie. To samo blog czy instagram, nie zamierzam pokazywać Wam tu shitu, zawsze liczyła się dla mnie jakość produktów i nigdy nie chciałam aby to uległo zmianie ale czasem wrzucałam tu recenzję które testowałam bo musiałam a nie chciałam. Oczywiście recki zawsze były szczere i jeśli coś było super czy słabe to zawsze o tym wiedzieliście. Nie chce jednak pisać tu o czymś co ktoś próbuje mi narzucić, bo to moja strona i moje świadome wybory.

Od jakiegoś czasu  na moim instagramie tez zrobiło się bardziej lifestylowo, nie obawiajcie się bo z naturalnej pielęgnacji nie zrezygnuje i nadal jest sporo kosmetyków kolorowych ale tez nie chce być panią od błyszczyków. Za duzo we mnie siedzi pasji i myśli aby mówić Wam tylko o tym  czy pomadka trzyma się po wypiciu kawy z cukrem czy tylko zwykłej kawy. Testy będą ale życie idzie dalej i otacza mnie więcej poważnych tematów. Nie chce sobie przypinać łatek bo jestem tylko jedną metką którą mogę podpisać #mazgoo. 
Blogowanie ograniczyłam, ale tylko dlatego, że nie chce Wam pisać o byle czym, obecnie od października 2018 trwam we własnej akcji #denkujeniekupuje #niekupujedenkuje i zużywam zapasy, mam nadzieję, że odgracę się do końca roku a wtedy będzie dużo najcudowniejszych składów i kosmetyków które chce posiadać a nie mam bo spadły z nieba. Nadejdź kosmetyczny minimaliźmie bo zwariuje :)


Za miesiąc mam urodziny. Czy jestem w wieku 32 lat zadowolona z siebie? Jestem sobą, nie myślę o tym czy ktoś mnie polubi, odrzuci... Jeśli jestem szczęśliwa sama ze sobą  to patrze na świat inaczej. Nie chce imponować innym, nie chce być przebojową na siłę, nie potrzebuje oklasków, braw, lajków i statystyk aby czuć się dobrze... zaczęłam lubić życie, staram się bardziej być offline. Mam wrażenie, że to internet powoduje te wszystkie spiny w naszych głowach. Nie zamierzam pokazywać się Wam w mediach "fajniejsza" i "lepsza" niż jestem. Bywam niewyspana i  brzydka, mam takie dni kiedy chodzę cały dzień w skąpej piżamie i pije zimną herbatę z wczoraj bo taki mam kaprys. Nie żyję na pokaz tylko dla siebie, nie będę udawać, że jestem śliczna (bo 4h robiłam tapetę), zawsze wyrozumiała i mądra. Bo jak każdy człowiek mam lepsze i gorsze momenty, nie kicham brokatem nie płacze prosecco a mimo to...
  ...są przy mnie ludzie którzy akceptują a z tego co mówią nawet lubią  mnie taką jaką jestem, akceptują moje ułomności, moje czasami złe nawyki, czy to, że w chwilach absolutnej bezradności przeklnę albo się rozpłaczę. KOŁCZĘ mówią aby zawsze dążyć do tego aby być najważniejszym w relacjach z ludźmi, zupełnie tego nie czaję, to takie błędne wprowadzanie się w stan wiecznej troski i paranojek.  Najważniejsza dla kogo? Dla przyjaciela, faceta, brata, mamy, taty, kumpeli, szefa? To nie ma sensu... Nie możemy stawiać ludzi w takiej sytuacji aby zawsze dokonywali wyborów i ustawiali nas z numerami na podium... każdy z nas jest unikatowy i ważny tylko w innym kontekście.  Jestem ważna dla wielu ludzi i nie interesuje mnie to na którym jestem stopniu. Jeśli poświęcają mi, takiej nieidealnej kawał swojego czasu to czuje się wyróżniona i też wrzucam do serca. Pary razy zachłysnęłam się światem,  internetowymi ludźmi którzy zakładali maski a w realu byli jakimiś frustratami, teraz jestem pewna tego, że wcale nie potrzebuje tego "internetowego" filtra  do szczęścia. Chce prawdziwe tu i teraz a nie idylle która znika z momentem rozładowania telefonu. Niestety większość, rzeczy mnie nudzi wszędzie widzę to samo, te same schematy,te same zjawiska i udawane HITY które tydzień temu ktoś oferował w barterze na fb grupie. Mam wrażenie, że to wszystko ściema i to z praktycznie każdej strony... Nie chce się pod tym podpisywać, za stara jestem na takie pajacowanie. Chce być sobą i żyć prawdziwie, nie marnować czasu jaki tu mi dano, nie jestem byle kim więc nie chce żyć byle jak :)

W wieku 32 lat mogę powiedzieć o sobie, że jestem silna, wiem czego chce i mimo, iż nie zawsze  jest idealnie to polubiłam swoje nieidealne naleciałości, ciało które tez jest jakie jest ale przechodzi już czelendż akcept :) bo w jedną noc nie stanę się wyższa. Teraz bardziej bolą mnie kompleksy mojej niewiedzy czegoś niż te wizualne. Zresztą sama się sobie dziwie, całe życie rajcował mnie u ludzi intelekt i to on był dla mnie najbardziej sexy a sama oceniałam się przez pryzmat tego co zawsze mnie żenowało. Chyba zmądrzałam, dojrzałam i czuje teraz dobre, nie chce półśrodków, nie chce sama wpędzać się w lęki, że jestem niewystarczająco jakaś. Nie boję się mówić o tym jaka jestem i co we mnie siedzi. Pracuje jeszcze nad sobą, nad emocjami bo całe życie zbyt mocno czuje, uwrażliwiam się zbyt mocno, jeszcze mocniej przywiązuje się do ludzi... Ale to już temat na inny termin...
Chciałam sobie dziś posiedzieć z Wami jak z przyjaciółmi przy kubku herbaty i pogadac o tym co u mnie. Ryzykuje tym wpisem i może część zrażę do siebie ale tym bardziej przywitam i utulę tych którzy jednak tu zostaną. 
_________________________________________________________

PS. Tak, zwyczajnie ruszyłam tyłek z fotela i zaczęłam zbierać dobre momenty... 

Życzę Wam tego, aby nigdy nie zabrakło Wam siły na odrzucanie negatywnych sytuacji życiowych oraz magnesu który przyciągnie te chwilę do których chce się wracać. 

CZY W DZISIEJSZYCH CZASACH BYCIE SOBĄ TO COŚ ZŁEGO? 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)