10.11.2018

BLOGERKI SĄ POPIEPRZONE A NAJGORSZE TO TE URODOWE


Jeśli to teraz czytasz to zakładam, że albo jesteś blogerką urodową albo masz bardzo podobne zdanie w tym temacie. W świecie blogowej urody siedzę od 2013 i muszę przyznać, że z każdym rokiem jakość branży beauty spada. Zrobiło się wielu bloggerów, vloggerów którzy zakładają coś bo czekają na barter który sypnie bozia z nieba. Ok, młodzi niedoświadczeni zepsuci lenistwem - spoko, młode lata rządzą się innymi prawami ale starsi, doświadczeni blogerzy? Mam wrażenie, że im dłużej ktoś siedzi w tym światku to dostaje większego parcia na szkło, rośnie zachłanność, zazdrość i chęć dopieprzenia drugiemu. Czy to eventy na których zawsze jakaś kosmetyczna zajumie gifft, szampon, wodę, błyszczyk czy całą torbę kosmetyków whatever... zawsze jakaś beauty narobi siary przez co całej grupie przyszywa się łatkę. Urodowe spotykają się na kawusi, robią sobie słodkie selfiaczki a za chwilę wbiją sobie nóż w plecy bo dana marka nie wysłała jednej z nich paczuszki, albo hybrydy miała w lepszym kolorze. Zawiść i zazdrość o to, że ktoś dostał lepszą współpracę, pisanie do marek maili na „bliską” kumpele aby tylko oczernić człowieka i szybko wskoczyć na jej pozycję, takie akcje są niestety na porządku dziennym. Podbijanie do „większych” infuancerek, dopinanie się jako ogonek aby wybić się i pokazać swoim odbiorcom, że jestem kimś a może i ta większa gdzieś później mnie udostępni- KOSZMAR! Tworzenie wyimaginowanego świata, udawanie w mediach osoby ułożonej, zabawnej, silnej no dosłownie wzoru dla innych kobiet a pod przykrywką nocy wypłakiwanie się w poduszkę pijąc rozweselacze z antydepresantami. Rozumiem, że każdy w necie tworzy trochę inny obraz swojej osoby, uwydatnia daną cechę aby dodać sobie charakteru ale czy tworzenie idealnego świata dla głównie własnego poklasku ma sens, czy wpędzanie się w syndrom dr Jackyll/ Hyde to faktycznie stan ukojenia psychicznego? 


Mam wrażenie, że blogerzy nie wytrzymują prędkości z jaką inni twórcy internetowi publikują swoje posty. KOŁCZE nakazują wpisy na blogu co 2 dzien, na fejsiku dwa dziennie na ig... i człowiek który żyje czymś więcej niż tylko socialami zaczyna nie dawać rady, chomiczek kręci się w kółku ale nie za sprawą swych łapek...tkwi w tym ale ani wyjść ani zmienić kierunek , czeka na przełom i tak właśnie jest z urodowymi, nie mają czasu na publikacje, wmawiają sobie, ze przez to algorytm odwiedzin spada, jak spada robi się mniej serduszek a im mniej u nich tym więcej u konkurencji i znowu żółć zalewa ciało, toksykuje mózg... Zaczynają się najpierw próby tonącego, spore zakupy: najpierw tanie kosmetyczne w astralnych ilościach, później pojedynczo drogie, następnie produkty z działów pobocznych tylko aby zwrócić czyjąś uwagę. Minimalistki które kupują pierdyliard kurzołapów aby zaimponować innym aby choć jedna duszyczka dała kciuczek w górę i wlała trochę miłości na instagramka. Odlajkowywanie postów, usuwanie obserwacji zaniżanie statystyk „konkurencji”, wykupywanie komuś obserwacji czy lajków pod zdjęciem tylko po to aby staty siadły. A gdy to nie daje rady dokupienie sobie obsików i komentarzyków wychwalajacych naszą osobę pod niebiosa. Zawsze się zastanawiam czy takie konto ma sens, czy tworzenie czegoś na pozór ma wpłynąć na podbudowanie niskiej samooceny, czy wzbudzenie zazdrości u innych a może faktycznie chodzi o te tanie pomadki i błyszczyki. Nie ogarniam tego... Przypomnę raz jeszcze swój autorski hashtag „żmijowisko” ;). 

Pamiętam jak 2 lata temu sama miałam kryzys, mocno zaangażowałam się w adminowanie swojej blogerskiej grupy ELITY NA FB, mnóstwo osób pisało do mnie prywatne wiadomości, chcąc nie chcąc byłam wtajemniczona we współpracę innych ludzi, paczuszki między bloggerkami, sprawy mniej lub bardziej prywatne, screeny z rozmów, oczerniania i ogólnie wpieprzanie się w ludzkie życie osób tych które akurat miały najmniejsze prawo aby komentować. Grupowe napuszczanie siebie na innych to była norma i mimo iż nigdy nie chciałam się w to bawić, zostałam raz posądzona o podobną akcję i wtedy rozpętała się burza, zostałam wrobiona w pewną sytuację, w międzyczasie jedna ze znajomych która bardzo lubiłam dała mi nieźle popalić oczerniając mnie gdzie popadnie ale przemilczmy to... Od pewnego momentu powiedziałam dosyć. Wyeliminowałam ze swojego życia ludzi którzy udawali przyjaciół którzy tylko czekali na korzyści, na darmowe kosmetyki, na polecenia u marek. Każdego wampira energetycznego wyeliminowałam internetowym czosnkiem. Nie spaliłam mostów ale skończyły się zażyłości, zdarza się, że zamienię z kimś zdanie jeśli sam zagada ale nie marnuje czasu na tych którzy są tylko kiedy potrzebują informacji o zbliżających się projektach czy innych eventach bloggerskich. Są też oczywiście osoby do których nie piszę często bo wynika to autentycznie z braku czasu ale te najbliższe wiedzą, jak jest i, że za niecały miesiąc nadrobimy wszystko w Chełmie :) Ogólnie wprowadziłam w życie zasadę która łamie wszelkie porady szkoleniowców bo tak naprawdę NIC NIE MUSZĘ  no może tylko pić, jeść, spać (...jak Tamagohi :D - wybaczcie musiałam) ale nikt nie narzuci mi schematów a to dlatego, że schematy blokują, sparwiają, że zamaist frajdy zaczynamy działać jak maszyny, doświadczyłam tego jakiś czas temu i straciłam chęci do kontaktów z ludzmi, do pisania, do robienia tego w czym chce działać. Więc serio, jesli czujecie chwilowe zmęczenie materiału - zróbcie reset a wrócicie z podwójną siłą.


Ale wracając do tematu, chce Wam tylko dać znać, że to co dzieje się w social mediach nie zawsze idzie w parze z tym co później spotykacie na żywo, często te osoby są zupełnie inne i nie wynika to z faktu, że ktoś się Was wstydzi, raczej jest to maska, poza aby ściągnąć odbiorców. 

Na szczęście są jeszcze normalne bloggerki które mimo już jakiejś popularności nie zbzikowały, nie nabiją sztucznych tłumów, nie kupują kolejnych skorup do domu aby wzbudzić podziw czy nie organizują rozdań w których musisz zaobserwować 100 kont aby wygrać hulajnoge i nowego iphona. 
Patrzcie i doceniajcie tych którzy stale są tacy sami, którzy nie udają przed Wami kogoś innego, którzy traktują Was jak kumpele i nawet jeśli nie publikują 30 wpisów dziennie a wrzucą coś rzadziej to robią to bo mają inne zajęcia ale jednak zawsze wyłupią jakiś skrawek czasu aby się do Was odezwać bo czują z Wami tą więź. Tak mnie naszło dziś wieczorem na przemyślenia, bo niestety co chwilę w tym naszym kręgu bloggerskim daje znać o sobie jakaś żmijka, a tam gdzie stado bab tam i kravmaga staje się zaledwie niewinną przepychanką. 



Nie dawno podczas wyjazdu powiedziałam dziewczynom, że największym komplementem i okazaniem zaufania z mojej strony jest fakt, że bez najmniejszych oporów śmigam przy nich w pidżamie z kulką na głowie i bez żadnego makijażu. Serio, to oznaka pełnego szacunku i zaufania do tych laseczek :) Może i jest to dziwna teoria ale każdy ma jakąś :) a, że śmigałam już przy wielu z Was bez makeupu to znacie mój stosunek do Waszej osoby :D 

Dobra zmykam spać, a na koniec zostawiam Wam link do filmu gdzie bawiłam się własnie z jedną, taką  moją zaufaną ekipą :)

Ściskam i uważjcie na żmije :)
__________________________________

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Zostawcie ślad po sobie, dzięki temu łatwiej będzie mi trafić na Wasze blogi :)
Pozdrawiam ciepło i zachęcam do obserwacji :)